Dariusz Mach

Ciągle urywają się telefony z gratulacjami?

Nie ma już tych telefonów tak dużo jak na początku. Ale ciągle się zdarzają. To bardzo miłe. Jesteśmy w trakcie szczególnego okresu, głównie dla szefa, w którym zapraszają nas firmy, które współpracują ze strażą pożarną jako instytucją: Lasy Państwowe, Elektrociepłownia SA, samorządy, gdzie szef dostaje życzenia i podziękowania za 21 lat wspólnej pracy. Jest też galop związany z rozruchem nowej jednostki i okazuje się, że takie drobne rzeczy w czasie finału inwestycji mogą irytować. Ale liczymy się z tym, że jeszcze przez pierwszy rok eksploatacji będą wychodzić jakieś niuanse. Nie ma czasu wejść w normalny cykl pracy, bo większość zadań koncentruje się nad wdrożeniem nowej jednostki: przeprowadzka, rozliczenie projektu unijnego, z którego w części była finansowana. To są zadania, którym muszę poświęcić czas.

To o której zaczyna Pan i kończy dzień pracy?

To jest służba i bardzo mocno się z nią utożsamiam. Przeszkadza mi trochę to, że tak mało osób, które przyszły do pracy później niż ja nie utożsamia się z tą służbą tak mocno jak starzy strażacy, którzy przychodzili do zawodu z pasji a nie dlatego, że jest taki rynek, że praca w budżecie jest teraz najzwyczajniej pewna, dobrze opłacana. Kiedy ja trafiłem do straży w 1987 roku zarabiałem jako szef oddziału dużo mniej niż pielęgniarz w pogotowiu. Teraz te relacje się zmieniły. Mamy na rynku zielonogórskim przyzwoite uposażenie.

I świetny odbiór społeczny. Polskim strażakom ufa 96 procent społeczeństwa. Nie ma drugiej takiej instytucji.

Firma jest bardzo dobrze oceniana a relacje na linii społeczeństwo-straż są naprawdę dobre. Zawsze jak spotykam się z policją to wielokrotnie koledzy mówią, że zazdroszczą nam takiego poszanowania munduru. To cieszy ale nie zawsze tak było. Przeszkadza mi to, że tak mało osób się utożsamia z tą służbą, dlatego w moim przypadku ona wygląda tak, że jestem cały czas podpięty do telefonu. Jestem powiadamiany o każdym wyjeździe, nawet w nocy i nawet do płonącego śmietnika, co wcale nie oznacza, że nie śpię. Czasami pewne decyzje wykonuje się z domu. Trzeba zapytać kto pojechał, jaki jest rozwój zdarzenia, czy jest poinformowany oficer taktyczny. To jest taka ciągła praca. Czas jest nienormowany, ale nie tylko w straży pożarnej. Na takich stanowiskach pracuje się ciągle, co wcale nie oznacza, że nie można odpoczywać.

Nowa supernowoczesna jednostka, nowe stanowisko, trudno sobie wymarzyć lepszy start nowego „01” (tak strażacy numerują komendanta – przyp. red.). Z zewnątrz wygląda to na świetnie ułożoną organizację. Można coś w niej jeszcze ulepszyć?

Kiedyś podczas studiów w Szkole Głównej Służby Pożarniczej spotkałem się z bardzo znaną postacią w środowisku pożarniczym. Ten człowiek zwrócił uwagę na to, że strażacy w ciągu roku realizują 400 tysięcy zdarzeń i jako formacja stoimy na skraju wydolności, możliwości realizowania zadań na „już”, na „teraz”. Wykonujemy zadania bardzo szybko, dojeżdżamy na miejsce bardzo szybko i zazwyczaj jesteśmy skuteczni. Ale dokładanie dodatkowych obowiązków straży może się skończyć brakiem wydolności, tym, że będziemy musieli pozycjonować wyjazdy do zdarzeń. Tak odbywa się to już przy zdarzeniach masowych, kiedy np. mamy dużo opadów wody, mnóstwo zgłoszeń wypompowywania i nagle ustawiamy kolejki. Część ludzi, którzy dzwonią do nas nie potrafi zrozumieć, że zawodowych strażaków w powiecie zielonogórskim jest w ciągu dnia dwudziestu czterech. Oni są w trzech jednostkach ratowniczo-gaśniczych, obsadzają 4-5 samochodów, czyli mogą jednocześnie wykonywać ściśle ograniczony zakres prac. Ludzie muszą czekać. Denerwują się, że nie realizujemy tych zadań. Dużym zagrożeniem jest dokładanie obowiązków.

Jakich?

Bardzo niewłaściwie został odebrany przekaz z Komendy Głównej dotyczący sprzątania po wypadkach a więc konfliktu prawnego pomiędzy zarządcami dróg a strażą co do sprzątania po zdarzeniach drogowych. Nie tyle chodzi tu o samo zdarzenie, bo np. w przypadku zagrożeń ekologicznych straż ma ustawowe obowiązki. Mówimy o zwykłym przywróceniu drogi do użytkowania. Czytałem komentarze na ten temat. Część naszego społeczeństwa pisała wręcz, że strażacy najlepiej to by tylko po medale się ustawiali, że nie chcą wykonywać takich elementarnych – wg nich – zadań. A z drugiej strony Komenda Główna wyliczyła, że z 400 tysięcy wyjazdów 90 tysięcy było związane z wykonywaniem zadań, które nie leżą w obowiązkach straży pożarnej.

A ludzie, mieszkańcy, jak mogą wam pomóc w uniknięciu tej niewydolności?

Dla nas najważniejszy jest czytelny przekaz informacji. Każdy kto ma pracę powinien przejść szkolenie w zakresie ochrony przeciwpożarowej, to jest element edukacji każdego pracownika . W tym szkoleniu mówi się na co należy zwrócić uwagę, jak należy dzwonić na telefon alarmowy, w jaki sposób przekazywać informacje i czego strażak może zażądać w rozmowie. To jest bardzo trudne. Jeśli dzwoni do nas ktoś, komu pali się dom są emocje, oczekuje że straż będzie lada chwila, momentalnie. Robimy wszystko, żeby czas dojazdu był jak najkrótszy ale to jest związane z fizycznymi możliwościami. Nasze samochody jeżdżą ze średnią prędkością 55 km/h bo ważą po 18 ton. Przemieszczanie się po drodze nie jest tak łatwe jak samochodem osobowym, do tego dochodzą pewnego rodzaju ograniczenia wynikające z komunikacji. Ludzie chcą szybko! My wiemy, że „szybko” jest najważniejsze. Ale należy słuchać tych instrukcji, które są udzielane przez szkoleniowców BHP, jak należy zgłaszać informacje do straży. Precyzyjnie, nie dziwić się, że strażak pyta o imię i nazwisko, bo pyta dlatego, żeby uniknąć fałszywego alarmu. Bardzo często wskutek głupiego żartu wyjeżdżamy do zdarzeń, których nie ma. To są niepotrzebne koszty i to nie tylko finansowe. To jest lokowanie sił i środków w miejscach gdzie nie ma zdarzenia, a w tym czasie może ono wystąpić po drugiej stronie miasta. I wtedy czas dojazdu się wydłuża. Dzwonić do straży TYLKO w przypadku prawdziwego zdarzenia. I nie nadużywać telefonu 112. W województwie lubuskim ten numer obsługuje straż. Trzeba wiedzieć do czego służy telefon 112. To jest telefon ratowniczy, zgłasza się tam wypadki ratownicze. Jeżeli ludzie nie mogą się dodzwonić np. na 997 z informacją o sąsiedzie, który głośno puszcza muzykę i dzwonią na 112 to my i tak przekierujemy tę rozmowę na 997 albo poprosimy o telefon na policję. Ale znowu wydłuży to i skomplikuje życie wszystkim.

Kiedy Dariusz Mach wraca po pracy do domu to…

Jest kibicem. Kibicuję Stelmetowi Zielona Góra.

Któremu? Koszykarskiemu czy żużlowemu?

Każdemu z klubów sportowych w Zielonej Górze. Chodzę na koszykówkę, na żużel trochę rzadziej ze względu na inną specyfikę organizacji imprezy. Nie lubię przychodzić dwie godziny wcześniej tylko po to, żeby zająć sensowne miejsce i czekać. W przypadku CRS wszystko jest poukładane. Mam karnet i swoje miejsce, na którym zawsze siedzę, zresztą z bossem (W.M.). Jeśli tylko jesteśmy na miejscu to przychodzimy na większość meczów. Ale kibicuję również żużlowcom. Nie da się mieszkać w Zielonej Górze i nie wiedzieć nic na temat żużla czy koszykówki.

Czyli fan sportu… A muzyki?

Głównie polskiej. Lubię ostrzejsze granie. Śmieją się wszyscy, że słucham np. TSA albo IRA. Ale słucham takiej, która podoba się mi a nie innym. I ważne są słowa w tekście piosenki.